Zanim zaczniesz czytać ten tekst, chciałbym, abyśmy zawarli krótką umowę. Jeśli po jego przeczytaniu zgodzisz się ze mną – udostępniasz link do tekstu na swoim profilu. Jeżeli uważasz, że jestem w błędzie – komentujesz i poddajesz dyskusji. Ot, cała umowa – zaledwie dwa paragrafy. Może być? To ruszamy.
Postaram się, aby tym razem było krótko. Bo cenię Twój czas. Wiem, że pewnie kończysz kolejny operat. Albo w pośpiechu pijesz kawę, bo zaraz ruszasz w teren. Albo marzniesz gdzieś na budowie, bo bez geodety ani rusz.
“Miało być krótko” pomyślałeś pewnie. No to w drogę! Żadna to wielka analiza, bo specjalistą z zakresu finansów nie jestem. Liczyć coś tam umiem, mimo, że kolega który geodezję kończył jako drugi kierunek, stwierdził, że my (geodeci) nie wiemy co to prawdziwa matematyka. Zasugerował nawet, że może dlatego nie potrafimy liczyć. Głównie pieniędzy.
No, ale do celu. Wyobraź sobie, że prowadzisz firmę geodezyjną. Masz 2 zespoły pomiarowe, które regularnie jeżdżą w teren. Każdy z zespołów składa się geodety z odpowiednim stażem oraz jego asystenta. Nagle jedna osoba się zwalnia. Nie koniecznie ten doświadczony, ale asystent właśnie. Co robisz?
Pierwsza myśl to szybka rekrutacja. A wraz z nią, pierwszy problem – brak chętnych do pracy. Pisał o tym niedawno Wojtek (o tutaj). Nie ma się co czarować – znaleźć kogoś kto za 2000 złotych „na rękę” spędzi cały dzień w terenie, niezależnie od pogody – jest coraz trudniej. Pewnie byłoby łatwiej, gdyby jednocześnie nie oczekiwano, że ten ktoś będzie miał pojęcie o geodezji. Niby wymagania niezbyt wygórowane – wystarczy, aby rozróżniał reper od osnowy poziomej i wiedział, że niwelację wykonujemy na spoziomowanym instrumencie. A jednak.
Nawet, jeśli znajdziesz właściwą osobę, to czy jesteś pewien, że rzeczywiście masz szczęście i udało Ci się właściwie rozwiązać problem? „No jasne!” pomyślałeś zapewne. A ja Ci mówię, że g..uzik prawda! Aby dowieść swej tezy, o pomoc poproszę królową nauk – matematykę.
Przyjmijmy, że zatrudniłeś nowego pracownika, który z założenia ma być asystentem doświadczonego geodety. Ustaliliście, że będzie zarabiał (przynajmniej na początek) 2000zł „na rękę”. Czy liczyłeś ile realnie będzie Cię kosztował taki asystent? Spójrz:
Możemy próbować zaklinać prawdę, ale nie chce być inaczej – ponad 3,3tys złotych realnych kosztów! To tyle, co 2 instrumenty robotyczne. O, takie:
Być może mógłbym w tym miejscu zakończyć swój wywód, bo by wystarczyło, abym Cię przekonał. Tyle, że na tym korzyści się nie kończą. Bo powyższa kwota (1539 zł) stanowi koszt uzyskania przychodu. Brzmi znajomo? To odlicz 19% i wychodzi 1246 zł miesięcznie. Tyle właśnie kosztuje Cię kompletny zestaw robotyczny.
„Zwariował”, pomyślałeś. A po chwili dodałeś w myślach, że pewnie muszą mnie nienawidzić wszyscy pracownicy firm geodezyjnych. Przecież właśnie (z pomocą matematyki) udowodniłem, że bardziej opłaca się kupić instrument niż zatrudniać człowieka. Z jednej strony – podoba mi się Twój tok myślenia. Ale jest też druga strona medalu.
Wyobraź sobie przez chwilę, że to Ty jesteś owym pracownikiem z wieloletnim stażem. W terenie czujesz się jak ryba w wodzie. Dotychczas pracowałeś z asystentem. Bo wiadomo – w pojedynkę pracuje się ciężko. W szczególności nie mając odpowiednich narzędzi. A czasami, po ludzku, fajnie mieć też z kim pogadać.
Przyjmijmy jednak, że od teraz w teren jeździsz sam. Nie tracisz czasu na dyskusje (chyba, że ze samym sobą), a Twój nowy asystent jest zawsze do dyspozycji. Możesz go postawić w pełnym deszczu czy w upalnym słońcu. Nie musisz martwić się czy dobrze wycelował, bo robi to automat. Taki, jak w samochodzie, który wybiera odpowiedni bieg.
Na początku lekko nie jest. To normalne. Wprawa przychodzi z czasem. W pojedynkę zaczynasz pracować tak samo wydajnie, jak dotychczas pracowałeś z asystentem. Jednocześnie nie musisz martwić się, kiedy Twój asystent bierze urlop czy się rozchoruje. Nie wkurza Cię, że po raz kolejny próbuje Ci coś udowodnić. Twojego nowego asystenta to nie dotyczy. Wykonujesz pracę tak, jak chcesz i kiedy chcesz. Twój szef jest zadowolony. Czas na rozmowę o podwyżce, bo korzyści są widoczne gołym okiem.
Wracamy do biura. Jesteś dobrym szefem, prawda? Więc jak przychodzi do Ciebie Twój wieloletni pracownik i mówi, że warto porozmawiać o pensji, nie odmawiasz. Porozmawiać zawsze warto. W tej chwili przypominasz sobie o ‘pozamaterialnych formach wynagrodzenia’. I proponujesz, aby Twój cenny pracownik zabierał swojego asystenta na weekendy do domu. “Po co?” pomyślałeś pewnie. Ano po to, by w wolnym czasie, zamiast leżeć przed telewizorem z pilotem w jednej ręce i telefonem w drugiej, mógł wytyczyć domek letniskowy cioci Krysi czy ogród zimowy wujka Janka. Wszystko w pojedynkę. Brzmi sensownie?
Zastanów się, czy warto. Bo opłaca się na pewno. Pewnie potrzebujesz chwilę czasu na przemyślenia. To zrozumiałe. Kilka lat temu, jak miałem większą styczność z operatorami maszyn budowlanych, którym montowaliśmy systemy sterowania – reakcje były podobne. Na początku zawsze jest opór.
Tym bardziej cieszy, kiedy kilka lat później spotykasz te same osoby, na innej budowie i klepią Cię po plecach, mówiąc że nie wyobrażają sobie pracy bez systemu. Tak, jak kiedyś nie wyobrażali sobie pracy bez pomocnika.
Obiecałem, że będzie krótko i słowo geodety, że starałem się jak mogłem. Na koniec przypominam o umowie z pierwszego akapitu. Ja zrobiłem swoje. Teraz Twoja kolej.
—
Tomasz Zieliński, Geotronics Dystrybucja
Krzysiek :) | 13 grudnia 2017
Tomek ja tak mam od 7 lat i jestem zadowolony, między innymi dzięki Tobie.
Maryjan Stary | 15 grudnia 2017
Zgodnie z umową przeczytałem i znalazłem błąd w obliczeniach. Zapomniał Pan o wpłacie własnej – 5% wartości instrumentu i nie uwzględnił jej w obliczeniach rzeczywistych kosztów korzystania z instrumentu.
Tomasz Zieliński (autor) | 15 grudnia 2017
Szanowny Maryjanie,
Na wstępie dziękuję za wywiązanie się z naszej umowy 🙂
Punkt za czujność! Zgadza się, nie uwzględniłem 5% wpłaty początkowej. Co, biorąc pod uwagę tytuł wpisu, jest dość istotne. Z drugiej strony, koszt pierwszej wpłaty (netto) przy proponowanym zestawie w przybliżeniu równa się całkowitemu kosztowi pracownika. Tyle, że podobnie jak w pozostałych miesiącach, kwotę możemy zaliczyć do kosztów uzyskania przychodu, co redukuje jej wielkość o 19%. Tym samym, w pierwszym miesiącu oszczędności sa mniejsze. Ale już w drugim miesiącu wszystko wraca do „normy” 🙂
A.W. | 15 grudnia 2017
Witam
Wszystko pięknie ze strony matematycznej ale….
Postawmy ten sprzęt na budowie gdzie kręci się pełno pracowników w pomarańczowych kamizelkach z pasami odblaskowymi i sprzęt zamiast za lustrem kręci się za paskami od kamizelek. Drugi mankament takiego asystenta to to że, gdy zostaje sam, a my idziemy wytyczyć oś 100m dalej staje się on nagle bardzo atrakcyjny dla przechodzących robotników (którzy nagle zapragnęli oglądać ładne Panie przez lunetę instrumentu).
Podsumowując, chcesz pracować sprzętem zmotoryzowanym, pracuj w szczerym pustym polu lub otocz go zasiekami i najlepiej polem minowym bo inaczej bardzo krótko możesz się cieszyć takowym asystentem.
Pozdrawiam.
Wojciech Czechowski | 18 grudnia 2017
Pan wybaczy, Panie A., ale Pan chyba nie słyszał o aktywnym śledzeniu pryzmatów, jakie oferuje Trimble. Sytuacja z kamizelkami nie ma prawa się wydarzyć w terenie. Co do drugiej uwagi – zgodziłbym się z Panem, gdyby nie rzesza klientów, która pracuje tachimetrami zmotoryzowanymi na tego typu budowach…
Zachęcam do zerwania z uprzedzeniami i dania szansy jednemu z naszych inżynierów sprzedaży. Będzie Pan mile zaskoczony 😉
Tomasz Zieliński (autor) | 18 grudnia 2017
Szanowny Panie,
Miło mi, że zgadza się Pan ze mną chociaż od strony matematycznej. Argument blokowania się na kamizelkach da się bardzo łatwo rozwiązać – wybierając instrument z funkcją MultiTrack (śledzenie aktywnych pryzmatów) lub ten z wbudowaną kamerą (i funkcją MultiTrack), umożliwiającą podgląd tego, co widzi (i na czym blokuje się) instrument. Obydwa są oczywiście droższe od zaproponowanego przeze mnie podstawowego zestawu robotycznego, ale nadal różnica w porównaniu z „etatem” jest spora.
Kwestię przyciągania pracowników budowy i obawy o jego bezpieczeństwo można również bardzo łatwo rozwiązać. Od tego są ubezpieczenia, bez których generalnie nie sposób wziąć jakikolwiek sprzęt w leasing. Dodatkowo, w ramach GCP, gwarantujemy sprzęt zastępczy, co zapewnia spokój w razie wydłużającej się (ewentualnie) procedury wypłaty odszkodowania.
Na marginesie bardzo cieszy mnie, kiedy czytam, iż instrument jest „..bardzo atrakcyjny dla przechodzących robotników..”. Nigdy nie postrzegałem tak instrumentów geodezyjnych. Bardziej atrakcyjne zawsze wydawały mi się szybkie samochody i piękne kobiety 😉
Pozdrawiam!
Geometra | 15 grudnia 2017
A ten instrument też zrobi za tego asystenta raporty, szkice i złoży operat? Takie tam pytanie retoryczne Teraz praca w terenie to jest 1/5 lub czasem mniej czasu, więc ta amortyzacja kosztów trochę się nie klei, bo nawet na budowie trzeba robić szkice, raporty i wbijać paliki, co na pewno samemu zrobić by było ciężko… Pozdrawiam geodezyjną brać
Wojciech Czechowski | 18 grudnia 2017
Dobrze, że porusza Pan temat operatów. Proszę powiedzieć jak często zdarza się, że asystent jedzie w teren tylko po to, żeby przez chwilę postać przy instrumencie, a przez resztę czasu bezproduktywnie czekać na powrót do biura (wiem, co piszę – sam byłem takim asystentem)? A mógłby w tym czasie ten biurokratyczny wózek popychać do przodu… 😉
Tomasz Zieliński (autor) | 18 grudnia 2017
Szanowny Panie,
Instrument robotyczny nie jest w stanie we wszystkich kwestiach zastąpić człowieka. Instrument ma na celu optymalizację pracy w terenie i zastąpienie człowieka tam, gdzie to możliwe. A możliwości jest wiele.
Nie ma oczywiście możliości, aby instrument (czy kontroler) poszedł i załatwił za nas sprawy w urzędzie. Nie ma również możliwości, aby wbił paliki w terenie. Jestem jednak przekonany, że w połączeniu z odpowiednim sposobem pracy, uzupełnionym kompatybilnym oprogramowaniem biurowym skraca czas więszkości zadań. Również tworzenia szkiców i robienia raportów, na co najlepszym dowodem są wdrożenia u niektórych z naszych Klientów.
Pisze Pan, że „..praca w terenie to jest 1/5 lub czasem mniej czasu..”. A ja uważam, że dużo zależy od asortymentu wykonywanych robót. Ten procent inny jest dla firm specjalizujących się w podziałach i mapach do celów projektowych, a inny dla firm zajmujących się głównie geodezyjną obsługą inwestycji, w szczególności tych liniowych.
Jednocześnie bardzo dziękuję za cenny głos w dyskusji. Zachęcam jednocześnie do spotkania z jednym z naszym inżynierów sprzedaży. Przyjedzie, pokaże jak to działa i sam oceni Pan co można przyspieszyć. Spotkanie jest niezobowiązujące, więc jedyne co może Pan „stracić” to czas. Choć czas „stracony” na naukę nie powinien być postrzegany jako „stracony”.
Pozdrawiam!
Stanley | 18 grudnia 2017
Są i inne korzyści. Nie trzeba pokazywać asystentowi tego co jest do pomiaru (jak zapomnimy postawić pikietę to my jesteśmy za to odpowiedzialni ) albowiem geodeta prowadzący prace ma rozeznanie co i jak i tu dałbym jakieś 5 do 15% czasu oszczędzonego. Chodząc po terenie mamy obraz który znacznie pomaga w opracowaniu wynikowym (nikomu nie trzeba tłumaczyć jak co wygląda – no chyba że ma się kompletą slerozę ) i tu jest następna oszczędność czasowa no niech to będzie 5%.. Oszczędzony w ten sposób czas poświęcamy na „przyjemności” obcowania z dziadostwami powiatowymi gdzie i tak najczęściej to my wiemy napewno lepiej niż asystent, co nam jest jeszcze potrzebne. Nie mam takowego robota ale przekonałem się o znacznej uldze w pracy po nabyciu odbiornika GPS i to całkiem niedawno bo na początku tego roku a mam na karku 59 lat więc raczej epoka małoreformowalnych. Pozdrawiam wraz z najlepszymi życzeniami bożonarodzeniowymi
Tomasz Zieliński (autor) | 2 stycznia 2018
Szanowny Panie,
Zgadza się. Korzyści jest zdecydowanie więcej, niż te, które wymieniłem we wpisie. Niestety, nie każdy chce rozmawiać na ten temat. Liczyłem po cichu, że temat korzyści finansowych przemówi do Czytelników najbardziej. Nie da się ukryć, że każda oszczędość (również czasu) to również oszczędność pieniędzy. Zdarza się, dość często, słyszeć od potencjalnych klientów argument w postaci „znacznie więcej czasu tracę w ośrodku”. Pewnie tak, ale na to niestety wpływu nie mamy. Pozostaje nam „optymalizować” pozostały czas pracy.
W przypadku wspomnianego przez Pana „rozeznania” przydaje się również stosowanie kodów pomiarowych. Jeśli dołożymy do tego instrument wyposażony w kamerę metryczną, która w ciągu kilku minut wykonuje pełną panoramę, a następnie pozwala pozyskać dodatkowe lub brakujące dane w biurze – nie sposób cokolwiek pominąć. Powroty w teren, aby „domierzyć kilka pikiet” to kolejny temat do dyskusji.
Korzystając z okacji chciałbym podziękować za Pańską aktywność w tym miejscu i życzyć Panu wielu sukcesów w rozpoczynającym się właśnie 2018 roku.
Pozdrawiam!
Karol | 18 grudnia 2017
Przede wszystkim, tachimetry robotyczne są wszechstronne. Nie trzeba mieć dużych robót, bo równie dobrze sprzęt spisze się w małych terenowych realiach. Inwestując w sprzęt, oszczędzamy czas – oszczędzając czas, mamy więcej pieniędzy w kieszeni. Uważam ten system pomiarowy na tyle sprawdzony i przydatny, że będzie traktowany jak wspomniana matematyka w naszym geodezyjnym fachu – czyli będzie niezbędny.
Pozdrawiam
Senior | 22 grudnia 2017
Panie Tomaszu. Nie ma potrzeby tak mocno namawiać geodetów na zakup zestawów robotycznych,
Matematyka może pomóc w kalkulacjach ale przekonać się do nowych możliwości jest bardzo ciężko.
Zwłaszcza, że zyski z naszych prac są coraz mniejsze i nie każdy może sobie pozwolić na zakup, jednak dość drogiego sprzętu. Pomimo najlepszych opinii, takich osób nie przekonamy.
Aby zwiększyć dochód, możemy zrealizować większą ilością zleceń, w tym samym czasie, bez straty na jakość wykonywanych usług.
O tym pisał Pan na blogu bardzo dokładnie, więc zapraszam wszystkich do przeczytania tego artykułu.
Od 6 lat używamy tachimetry robotyczne i nie tylko technologicznie wyprzedziliśmy konkurencję, ale zaoferowaliśmy pożądaną od lat jakość prac geodezyjnych. Firmy, które z nami współpracują doświadczają to na co dzień. Konkurencja jeżeli bazuje na szybkim pomiarze GPS to robi rzeczy niemożliwe – GPS mierzy wszędzie i to z jaką dokładnością, Nie ważne, czy są to pomiary realizacyjne, czy prawne. Las, drzewa, budynki – nie ma problemu, mierzymy. Tylko z jaką dokładnością? Nie jest rzadkością, że zamiast wyjąć tachimetr, założyć stanowisko i 2 punkty nawiązania „oblecieć” pomiar RTN + tyczka z lustrem ( alernatywa lusterko do anteny GPS) lub 2 razy kółeczko z markowaniem osnowy, liczymy na lepszą konstelację satelit. Sterczymy przy antenie do granic możliwości i gdy parametry są już OK włączamy turbo i nadrabiamy stracony czas, ale nie zawsze możemy sobie na to pozwolić. Jeżeli realizujemy tyczenie sieci i klika ekip czeka na naszą trasę, co powiemy? Brak satelit, drzewa, nie możemy wytyczyć, budynek ściana za blisko, nie ma możliwości. Zanim rozłożymy tradycyjny sprzęt, odszukamy osnową, to telefon czerwienieje od epitetów właściciela firmy, który też liczy ( czas przestoju x stawka na godzinę x ilość pracowników) + sprzęt . A my stanowisko RTN + 2 nawiązania, założyć obiekt w kontrolerze, Założyć zbiór w tachimetrze. Zgrać lub przepisać dane do tachimetru i tyczymy do momentu gdy tachimetr widzi i powtórka z rozrywki.Chyba, żę zaryzykujemy i tyczymy ciągiem bez kontroli. Oczywiście skrajny przypadek, ale przy nagłym wezwaniu na tyczenie normalny. Zaangażowane 2 osoby, honor zdeptany, ale udało się wytyczyć. Za kilka godzin telefon – pomiar. Jeżeli jest ok, GPS w 90% załatwi sprawę, My mierzymy, ekipa zasypuje. Co się dzieje, gdy w wykopie sieć, koparki za plecami, a my tachimetr, nowe stanowisko RTN, 2 nawiązania (kółeczko) i mierzymy. Ile czasu mija? Zazwyczaj nikt nie czeka, tylko zasypuje a nam pozostaje improwizować inwentaryzację. Nie posądzam tu większości o takie praktyki, ponieważ w każdej sytuacji można się dogadać i przepraszam wszystkich, którzy w sposób tradycyjny realizują powyższe prace z osnowy z należytą starannością. Założyli i zabezpieczyli osnowę, która nie została zniszczona podczas prac budowlanych. Dla tych Państwa polecam technologię, która może przyspieszyć prace, zwiększyć dokładność wykonanych pomiarów i ułatwić realizacje zleceń
W obecnej technologii map cyfrowych, gęstości sieci uzbrojenia terenu oraz stopnia zurbanizowania miast
i osiedli oraz miejscowości, jedynym rozwiązaniem jest dokładny pomiar sytuacyjno-wysokościowy. Dawne rozwiązania były dostosowane do map analogowych.W przeszłości udawało się niekiedy przez kilkanaście lat improwizować inwentaryzacje. Czasami nawet bez wyjazdu w teren.
Jakie są tego efekty, widzimy na co dzień.
Jeżeli realizujemy prace geodezyjne, nie ma dla nas znaczenia w jakim terenie pracujemy. GPS + tachimetr robotyczny jest na wyposażeniu zespołu. Oszczędzamy czas na każdym etapie prac. Od założenia danej roboty w kontrolerze, wgraniu 1 zestawu danych do wytyczenia lub pomiaru ( mapy dxf), wykonaniu pomiarów zintegrowanych (pomiarów GPS + tachimetr jednocześnie) w jednym zbiorze. Wygenerowanie jednego wspólnego raportu. Jeżeli teren nie pozwala na bezpośredni pomiar GPS to założeniem osnowy pod tachimetr nie ma problemu. Przełączamy tylko odpowiedni tryb pracy w kontrolerze . Pomiar czy tyczenie wykonujemy w zależności od warunków, jedną lub dwiema metodami :
GPS + tachimetr jednocześnie ( lustro 360 pod anteną GPS). Metoda bardzo przydatna przy dużych pomiarach i nie tylko. Zapewnia pomiar niewidocznych z tachimetru pikiet metodą RTN i niedostępnych dla tego pomiaru pikiet tachimetrem. Dla drobnych prac wystarczająca obsługa 1 osobowa, która bez problemu wykona kilka tematów dziennie ( tyczenie, inwentaryzacje sieci, przyłączy), mapy do celów projektowych, wyznaczenia punktów granicznych, Przy większych pracach oczywiście 2 osoby. Trudno porównywać wydajność takiego zespołu, ponieważ zależy to od asortymentu wykonywanych prac, stopnia trudności oraz ilości mierzonych lub wytyczonych pikiet, ale sam fakt sterowania tachimetru z poziomu tyczki bardzo przyspiesza tyczenie,tak jak
w GPS tylko z większą dokładnością i szybkością. Przy zwykłym pomiarze punktów sytuacyjnych błyskawiczny pomiar, który trwa kilka sekund bez straty czasu na celowanie i pomiar – ciagłe śledzenie lustra wspomagane przez GPS wbudowany w kontroler . Oczywiście pojawia się problem kamizelek i znaków drogowych – należy
o tym pamiętać ale nie sprawia to większych trudności. Jednoosobowo można tyczyć i inwentaryzować budynki. Tyczenie osi budynku z przeniesieniem na ławy z poziomu tyczki mini lustra 360 stopni. Pełna precyzja i czas wykonania bez porównania z tradycyjnym tyczeniem. Majster na budowie chętnie zaznaczy przeniesioną oś. Dodatkowo na własne oczy zobaczy dokładność wykonanych pomiarów. Do inwentaryzacji budynków szybka metoda- pomiary zintegrowane. Stanowiska RTN – wzajemnie powiązane + pomiar lustrowy i bezlustrowy tachimetrem.
Duże podziały jednoosobowe wyznaczenie. Precyzja do 1 cm wyznaczanych punktów granicznych. W zależności od stopnia trudności do pracy można zaplanować udział 1 lub 2 osób. Z uwagi na wszechstronne zastosowanie tachimetrów robotycznych jedna osoba może w każdych warunkach wykonać każdą pracę geodezyjną z wymaganą dokładnością. Drobna pomoc właściciela czy pracownika na budowie wystarczająca. Druga osoba może w tym czasie załatwiać sprawy w urzędzie lub składać operaty. Bardzo dobre rozwiązanie dla starszych geodetów, którzy mają możliwość zatrudnienia młodego pracownika, który bardzo szybko opanuje obsługę sprzętu i może doskonale wspomagać pomiary i uczyć się. Oczywiście pod okiem doświadczonego geodety z bliska, a nie jako sekretarz przy instrumencie.
Przepraszam za zbyt długi wywód, ale zaliczam się to grupy starszych geodetów, którzy zaczynali od tyczki i pryzmatu a teodolit nie zawsze był pod ręką. Widząc obecne możliwości technologiczne, początkową z dystansem przyjmowałem nowe technologie, ale obecnie jestem przekonany, że wybór był bardzo dobry zarówno co do sprzętu Trimble jak i do technologi pomiarów zintegrowanych. Odbiorniki GPS nie zapewnią wykonania wszystkich pomiarów, nawet te najlepsze, z sensorami pochylenia i mierzące w skrócie „bez inicjalizacji”. Tachimetr nawet najlepszy nie zintegrowany z odbiornikiem GPS będzie krokiem wstecz, który generuje kolejne koszty związane ze stałym zatrudnieniem 2 osoby do obsługi. Pozdrawiam
Tomasz Zieliński (autor) | 2 stycznia 2018
Szanowny Panie,
Dziękuję za komentarz. Szczególnie cieszy fakt, iż docenia Pan zalety pracy stacją jednoosobową, a jednocześnie chciało się Panu napisać tak długi komentarz.
Może to wydawać się dziwne, ale jeśli uważa Pan, że przekonywać nikog nie trzeba – niestety, czasami bywa zgoła odmiennie. Istnieje wiele mitów na temat pracy instrumentami jednoosobowymi. Argumenty potrafią zadziwiać, choć wiele z nich się powtarza. Przypomina mi to wspomniane w jednym z wpisów dyskusje z operatorami maszyn budowlanych, którzy nie chcieli widzieć korzyści stosowania systemów sterowania. Dzisiaj wydaje się to nieprawdopodobne. Mam nadzieję, że podobnie będzie ze stacjami robotycznymi.
Korzystając z okazji życzę wszystkiego dobrego na cały 2018 rok.
Pozdrawiam,
Tomasz Zieliński
Geodeta | 5 stycznia 2018
W geodezji w Polsce potrzebny jest najtańszy sprzęt i tym samym najgorszy. Pytacie dlaczego? Podam zdanie które wypowiedział z nieukrywaną satysfakcją kierownik jednego z PODGiKów do swoich pracowników.
„Widzicie, mają taki sprzę a roboty oddać nie mogą”. Do czasu kiedy mapy zasadnicze będą prowadzone z kontrolą operatów w PODGiK-ach to dobry sprzęt jest potrzebny naiwniakom albo goścom takim jak GRAD z Tarnowa i tylko w czasie kiedy był ministrem. Kto zarabia to nie będę pisał, każdy zainteresowany i mający odrobinę rozumu wie.
W całym cywilizowanym świecie za mapy odpowiada wykonawca GEODETA . PodGiK powinien być składnicą map wykonanych przez geodetów aby nie ginęły urządzenia podziemne – jest przecież format wymiany danych. Dzisiaj krztałcenie geodetów powyżej gimnazjum nie ma sensu. Najdoskonalsi geodeci to ci którzy prawie nic nie umieją poza cztaniem standartów składanie operatów wg wymagań danego PODGiK-u i obsługą GPS-a, najlepiej najtańszego.. Nie wysilajcie się sprzedaży nie będzie dopuki nie zajdą zmiany w tym bajorku zostawinym nam przez światłość PRL-u – ulubieńców Stalina. Do czasu zmian te wszystkie analizy i argumenty to tylko bełkot.
Pozdrawiam
Geodeta z trzydziestoletnią przktyką.
Mirek | 4 grudnia 2018
Pracuję na budowie z automatem. Z moich doświadczeń wynika, że sprzęt w pełni sprawdza się przy „masówkach” typu stoisz pół dnia na jednym punkcie i mierzysz płaską łąkę, lub drogę. Na budowie sprzęt co chwila gubi cel (jakiś robotnik przeszedł, stanął zapalić papierosa, oparł się o łopatę itp). Dużo czasu marnuje się czekając na odnalezienie celu. Marginalizowanie tego problemu przez ustawienia instrumentu i wybór stanowiska – nie załatwia problemu w pełni. Przerwa śniadaniowa dla robotników staje się prawdziwą „złotą godziną geodety”. Druga sprawa, to sposób celowania przez automat. Lusterka 360 są drogie i niepewne. Kupione dla mnie małe lusterko okazało się jakąś podróbką która pokazywała co chciała. Zwykłe lusterko natomiast z uwagi na konstrukcję ma lustro ok 2 cm przed tyczką. Instrument celuje na lustro i jeśli nie jest wycelowane dokładnie w kierunku instrumentu – na upartego błąd może wynosić po centymetrze na boki (sprawdzałem). Jeśli wynosi po dwa, trzy milimetry – to jedynie dlatego, że się nie upieram. Współpracownicy na moje spostrzeżenia zareagowali zainteresowaniem (nawet się nad tym nie zastanawiali), a robią automatami od kilku lat…. Czyli automat owszem, ale nie zawsze i nie dla każdego. Pozdrawiam.