Jest taka firma technologiczna, której nazwa niejednokrotnie już na tym blogu padała. Firma, która  niesamowicie – zwłaszcza nas, Polaków – polaryzuje. Firma, która dawno temu obrała pewną określoną ścieżkę rozwoju i cały czas, mimo „presji otoczenia”, nią kroczy. Firma, która – zdaniem wielu – „skończyła się” dawno temu, a – mimo tego – bije kolejne rekordy sprzedaży swoich produktów. 

Apple. 

Kilka dni temu, przeglądając internet w poszukiwaniu atrakcyjnych ofert na sprzęt w.w. producenta (wiadomo – black friday 😉 ) natrafiłem na pewne porównanie. 

Jego przedmiotem był iPhone 11, czyli jeden z trzech, obok iPhone 11 Pro i iPhone 11 Pro Max, najnowszych modeli smartfonów Apple („najtańszy” z nich) oraz budżetowy smartfon, cieszącego się w Polsce ogromną popularnością, producenta z Chin. 

Autor porównania nie mógł się nadziwić, jak produkt za niespełna 4000 złotych, który debiutował na rynku kilka miesięcy temu, odbiega pod względem niektórych parametrów (rozdzielczość ekranu, ilość pamięci RAM, pojemność baterii, ilość megapikseli) od takiego, który kosztuje 1200 złotych i ma prawie 1,5 roku. 

Skandal! Hańba! Co trzeba mieć w głowie, żeby w ogóle rozważać zakupy produktów firmy z Cuppertino?! 

Cóż, wygląda na to, że owe „coś” w głowie ma całkiem spora rzesza użytkowników smartfonów: 

Najlepiej sprzedające się smartfony w pierwszej połowie 2019r. iPhone XR to poprzednik opisywanego iPhone’a 11, którego powyższe statystki jeszcze nie obejmują.

Zapewne kupują „dla szpanu”, żeby usiąść w Starbuck’sie i, popijając sojowe latte, przeglądać Facebook’a, czy Instagrama, prawda? 

No nie. Raczej nie…

Owszem, istnieje jakiś odsetek użytkowników iPhone’ów, którzy posiadają je z tego typu pobudek. Gwarantuję jednak, że jest on niewielki. 

Płynności działania telefonu nie mierzy się bowiem ilością RAM’u, a jakości zdjęć nie mierzy się ilością megapikseli. 

Wyrwane z kontekstu parametry sprawiają, że „przeciwnicy” Apple łapią się z głowę.

W tym samym czasie użytkownicy są niesamowicie zadowoleni z dokonanych wyborów i nie żałują ani złotówki.

Zastanawiasz się pewnie (o ile w ogóle dotarłeś(aś) do tego momentu; jeśli tak – dziękuję) po co o tym wszystkim piszę? 

W mojej ocenie Trimble bardzo przypomina Apple. 

Za przykład niech posłużą dwa najnowsze produkty amerykańskiego giganta: odbiornik Trimble R12 oraz system skanowania Trimble X7. 

Po pierwszym z nich spodziewaliśmy się wbudowanego IMU, które pozwoliłoby na skuteczniejsze, względem R10, pomiary z wychylona tyczką. Byliśmy wręcz przekonani, że taki sensor się w nowym odbiorniku znajdzie. 

Tymczasem okazało się, że cały wysiłek inżynierów odpowiedzialnych za tworzenie R12 skoncentrowany był na nowym, wydajniejszym silniku obliczeniowym. Po to, by odbiornik mierzył szybciej w każdych, nawet najtrudniejszych warunkach i robił to wiarygodnie. 

Trochę jakby w myśl tego, o czym pisałem niespełna 2 lata temu: wychylenie tyczki jest bardzo fajną i nierzadko przydatną funkcjonalnością odbiornika GNSS, ale najważniejsze jest to, jak precyzyjnie i w jakich warunkach ów odbiornik wyznacza pozycję. 

„Przeciwnicy” łapią się za głowę, podczas gdy pierwszy użytkownik mierzy z centymetrową dokładnością w takich warunkach:

Jeszcze dobitniejszym przykładem podobieństwa Trimble do Apple jest system skanowania Trimble X7. Co to jest za fenomen! 

Rzut okiem na specyfikację, a tam skanowanie z prędkością <500tys. punktów na sekundę. Nie ma tragedii, ale nietrudno znaleźć skanery dwu-, a nawet czterokrotnie „szybsze”. 

No właśnie, „szybsze”. 

Cudzysłów nie jest tutaj przypadkowy, bo tak, jak w przypadku iPhone’a i RAMu, tak i tutaj szybkości nie zmierzymy „suchym”, wyrwanym z kontekstu parametrem. To trzeba zobaczyć. Tego trzeba doświadczyć. 

Wrażenie, jakie robi Trimble X7 jest – gwarantuję – iście piorunujące. 

Gorąco zachęcam do przekonania się o tym na własne oczy, gdy tylko będzie to możliwe (a będzie już wkrótce!). Tymczasem zapraszam do lektury artykułu dedykowanego temu rewolucyjnemu systemowi w najnowszym dodatku SKANOWANIE LASEROWE 2019 tworzonym przez Geoforum. 

Na zakończenie apeluję: nim kiedykolwiek ocenisz jakieś urządzenie patrząc wyłącznie na jego parametry – przetestuj je wnikliwie. Bardzo możliwe, że to nie one czynią je wyjątkowym i z „łapiącego się za głowę przeciwnika” staniesz się „niesamowicie zadowolonym ze swojego wyboru użytkownikiem”.  

Skąd takie przypuszczenie? 

Znam osobiście gro osób, które przeszły podobną „metamorfozę”. W tym jedną, którą znam lepiej, niż kogokolwiek innego… 😉